Objawy są takie-jeździ wszystko jest okej. Odpalam pewnego razu- kontrolki się zapaliły na sekundę, nie zakręcił nawet rozrusznik i wszystko zdechło-brak prądu absolutny. Centralny, kontrolki-nic, auto martwe. Poszedłem pod maskę, dotknąłem lekko kabli od akumulatora-poruszyłem klemą-piknął alarm-działa, auto odpaliłem. Kilka dni później znów to samo. Poruszyłem klemą i auto dostaje prądu ponownie. Przeczyściłem klemy i bolce, fakt, były lekko zaśniedziałe. Tylko czy to aby na pewno to? Obawiam się, że efekt był taki sam, kiedy podłączyłem niepasującą lambdę od pandy, może sfajczył się jakiś bezpiecznik, albo co?

bezpiecznik od sondy masz pod maska... ale odpada,bo gdyby byl bezpiecznik trafiony to by wcale nie bylo pradu. obstawiam, przeciwnie: gdzies masz zwarcie/przebicie. jak ruszysz kable, to je rozlaczasz. Bezpiecznik masz na tyle mocny, ze go nie pali. szukaj zwarcia, albo braku pradu. nie napisales tez czy ostatnio cos wymieniales.

Znamienny, kolego sprawdź kabel który "masuje" karoserie odkręć go i przesmaruj wazeliną techniczną lub smarem miedzianym to samo z kablem który "masuje"