Witam!
Drodzy forumowicze, mam pewien problem... Ostatnio ponad tydzień auto postało na parkingu, akumulator miałem wyjęty, leżał sobie w domu. Gdy zaszła potrzeba odpalenia samochodu, wsadziłem akumulator i chciałem odpalić samochód - A tam nieziemski pisk z pod maski! Aż ludzie w oknach się pokazali
Wyłączyłem silnik, podniosłem maskę a tam aż dym szedł z koła od alternatora....
Pasek klinowy obracał się na stojącym kole od altka. Stwierdziłem że może coś się w nim zapiekło, bo ostatnio w trójmieście mieliśmy trochę mokro. Jednak gdy przyjrzałem się alternatorowi, okazało się że ma pękniętą obudowę... Delikatne stukanie w alternator też nic nie dawało. Stanął i koniec.
Kupiłem na allegro inny, regenerowany o nazwie CA890. Alternator wymieniłem, akumulator wstawiłem nowy, bo tamten szlag trafił i... Dziś za chiny nie mogłem odpalić samochodu, krztusił się coś, robił tak jak by chciał a nie mógł. Kilkukrotnie przekręcałem stacyjkę i odpalałem, dawałem chwilę przerwy i znów to samo.... W końcu odpalił ale strasznie wył! Aż się przestraszyłem.... Zgasiłem i odpaliłem ponownie i już wszystko działało poprawnie.
ALE...
Sprawdziłem miernikiem poziom napięcia ładowania i było 13,8 V do 13,9 z zahaczaniem o 14 V. Gdy odpaliłem nadmuch w samochodzie i światła mijania napięcie spadło do sztywnego 13,7 V ....
Wydaje mi się że coś tu jest nie tak, za niskie napięcie moim zdaniem.... Panowie, czy to może być wina tego "nowego" alternatora? Czy może sprawdzić naciąg paska klinowego, o ile to coś zmieni? Ustawiłem tak jak było poprzednio... Zastanawiam się, co teraz robić, czy alternator znów odkręcać i reklamować??