czech22 napisał(a):
Podłączyłem akumulator 5 letni znacznie rozładowany [miał 1.20 g/cm ] pod prostownik, ładowałem go prądem 3 A i po dwóch godzinach bardzo się gotował. Miał wtedy 1.22 gestości. Moje pytanie, dlaczego tak szybko i do tego w nienaładowanym akumulatorze elektrolit się gotował. To samo dzieje się w samochodzie, bo aż wykipie. Co jest z tym akumulatorem.
Jaki to był prostownik (prawdziwy prostownik, czy zabawka)?
Skąd wiesz jaki na prawdę był prąd (natężenie) ładowania?
A co się działo z napięciem?
Kontrolować (mieć możliwość regulacji) trzeba 3 parametry ładowania. Prąd, napięcie oraz gęstość elektrolitu.
W sprawnym akumulatorze nic się nie "gotuje", powyżej 14 V będą lecieć tylko bąbelki (kilka sztuk na sekundę w każdej z cel). "Gotowanie" świadczy głównie (jak ktoś już napisał) o zasiarczeniu akumulatora (to też widać po kolorze płyt, są bardzo jasno-szare, tak jak np. wygląda aluminium, zamiast ciemno szarych - jak mokra glina szamotowa - w przypadku dobrego akumulatora).
W akumulatorach obsługowych do zasiarczenia dochodzi głównie przez niewłaściwą obsługę (bezmyślne dolewanie wody za każdym razem jak się zauważy braki elektrolitu - dopóki się nie zmierzy gęstości, nie wiadomo w jakim stanie jest akumulator i czego brakuje w roztworze - nie tylko wody ubywa!). Nakładają się na to później problemy od strony instalacji samochodu (coś na postoju pobiera za dużo prądu, a powinno to być zdecydowanie poniżej 0,1 A, w praktyce najlepiej zejść do 30 mA), wtedy zasiarczenie gwarantowane.
czech22 napisał(a):
Dzięki za podpowiedż. Aku wymieniony.
Niestety raczej niepotrzebnie. Wyrzucone pieniądze w błoto.
Akumulatory (o ile tylko płyty się nie wykruszyły) można ze 100% powodzeniem regenerować w domowych warunkach (koszt operacji: 15-30 zł, czas trwania: do tygodnia).
1) Ładujesz akumulator małym prądem (nawet tylko 0,5 A, czasem mniej - trzeba mieć możliwość regulacji/ograniczenia nawet wstawiając szeregowo z akumulatorem np. żarówkę, jak ktoś nie jest elektronikiem i nie ma do dyspozycji rezystorów) do wystąpienia oznak naładowania (gęstość, po osiągnięciu i utrzymywaniu podręcznikowych 14,4 V, przestaje już rosnąć).
Czyli na tyle ograniczasz prąd ładowania, aby napięcie (i gęstość) wzrastały powoli (tempo takie, aby w ciągu 1-2 dni nie przekroczyć 14,4 V, później jeszcze ograniczyć prąd, aby te około 14,4 V się utrzymywało - wtedy okresowo mierzysz gęstość i oceniasz, czy już przestała wzrastać, jak przestanie, to dopiero jest koniec ładowania).
2) Wylewasz stary elektrolit, będzie mieć kolor szaro-brązowy (patrzysz, czy nie wypadły spore kawałki płyt, kilka okruszków o średnicy 1-2 mm jest jeszcze dopuszczalne) i zalewasz akumulator wodą destylowaną.
3) Znowu ładujesz (i okresowo pilnujesz: napięcia, natężenia, gęstości) jak w punkcie 1 (może to potrwać następne 1-3 dni). Syf przechodzi w ten sposób z płyt (oczyszczają się) do wody. Powstać ma słaby kwas (powiedzmy do 1100 g/cm^3, czyli ledwo "gruszka" z Castoramy to zmierzy, jak będzie coś mocniejszego, to zalanie czystą wodą i ładowanie trzeba wykonać dwa razy). Po kolorze płyt też powinno być widać postęp (mają się w trakcie odsiarczania zrobić wyraźnie ciemniejsze) oraz po intensywności "gazowania" (czyli właśnie
nie może być intensywne). Wreszcie sam kolor wylewanej wody (może się minimalnie różnić od świeżej wody, ideał nie jest konieczny, ale na pewno ma być o niebo czystsza od starego elektrolitu).
4) Jeśli punkty 1-3 się udały, to pozostaje zalać akumulator świeżym elektrolitem (gotowy roztwór 1,26-1,28 g/cm^3, w sklepach motoryzacyjnych i z akumulatorami kosztuje około 6zł/litr, do akumulatorów o pojemnościach elektrycznych 40-60 Ah, wchodzi około 1,5 litra).
Sprawdzałem przepis i to działa, używam takich osobiście zregenerowanych akumulatorów, które ktoś znajomy spisał na straty i kupił nowe (takie życie, niewiedza/niechęć do rozwoju wali po kieszeni).
Są firmy "specjalizujące się" w regeneracji, i np. wykonują to za "50% ceny nowego" (widziałem takie oferty).
Samodzielnie w domu można to zrobić za 10% ceny nowego!
wloczykijziom napisał(a):
Witam, mam silnik 1.1 55KM. Czy będzie ktoś tak uprzejmy podać jednoznaczne parametry, jakie powinny być:
- pobór prądu na wyłączonym silniku (u mnie 5,7mA)
- napięcie naładowanego w pełni akumulatora (13,1V)
- napięcie ładowania ok. 2500 obr/min (13,9V)
- napięcie przy włączonych światłach mijania
Nie istnieje "jedyna słuszna" wartość, są za to przedziały, w których podane wartości się w Twoim przypadku spokojnie mieszczą. Jest OK.
wloczykijziom napisał(a):
Szukałem po forum ale tutaj są różne wartości, a coś mi rozładowało nowy, 3 miesięczny aku z firmy Varta. Teraz poszukuję przyczyny za pomocą miernika. Ma ktoś pomysł jak szybko wykryć usterkę? Jak znaleźć tego złodzieja prądu - czy można wyjmować kolejno bezpieczniki i patrzeć na wskazania?
Tak, można się bawić bezpiecznikami (oraz włączać/wyłączać zależne od nich odbiorniki) jednocześnie mierząc miernikiem natężenie prądu, chociaż, jeśli zmierzone na postoju "5,7" to rzeczywiście były
miliampery (0,0057 A), a nie ampery, to pobór jest
idealnie niski (można powiedzieć, żaden!) i nie ma czego szukać...
Może problem pojawia się tylko okresowo i ma związek np. z wilgocią albo z używaniem (lub nie) alarmu lub innych odbiorników (grzanie tylnej szyby, wycieraczki), których nie używa się codziennie?
Może też być pobór prądu przez alternator lub rozrusznik (np. w przypadku wycieków oleju z silnika, olej zalewa rozrusznik, gdzie miesza się z pyłem węglowym z wytartych szczotek i może brać prąd).
Nowy akumulator niewiele gwarantuje w kwestii niezawodności, bo w sklepach akumulatory leżą miesiącami bez ładowania konserwującego (buforowego), możesz nawet kupić "trupa", który podziała tak samo długo jak używany i regenerowany (czyli kilka miesięcy, albo kilka lat - nie wiadomo, szanse wynoszą "pół na pół").
Akumulatory kwasowo-ołowiowe, mają chyba najszybsze samorozładowanie ze wszystkich typów (dorównują im tylko Ni-Cd) i z tytułu niedoładowania "same siebie" niszczą (np. właśnie zasiarczenie).