http://allegro.pl/show_item.php?item=1557915421
(Siemiątkowo)
Cena śmiesznie niska, ale wg właściciela autko nie było tuningowane, więc się wybraliśmy (ze znajomym specem).
Wycieczka bardzo przyjemna, malutka Polska wieś (120 km od Warszawy), wierzby przy drodze, jak z obrazka.
Autko na pierwszy rzut oka nie najgorsze (pęknięty tylny zderzak, urwane lewe lusterko, i niewielki wgniot na lewym przednim błotniku i niestety zerwany znaczek fiata z pokrywy silnika).
Nawet środek ujdzie (zadbana tapicerka, skórzana niezbyt wytarta kierka), nawet mimo przemalowanych pod kolor nadwozia (biały) elementów wnętrza.
Niestety później już tylko gorzej:
-badanie grubości lakieru wykazało na prawym tylnym błotniku grubą szpachlę (a podobno autko bezwypadkowe), a na dachu ślady powtórnego lakierowania;
-właściciel od razu się przyznał, że ABS nie działa (mimo, że w aukcji jest wymieniony, jako wyposażenie);
-niestety najgorzej było po otwarciu pokrywy silnika: co prawda "wszystko w orginale", tylko po wszystkim się leje (akumulator, silnik, maglownica itd), no i rozrząd też "w oryginale" (znaczy się do wymiany), to samo ze wszystkimi przewodami, filtrami etc.
-właściciel lał do "biedactwa" (bo inaczej tego zmarnowanego autka nazwać nie można) co popadło...
-najciekawsze: turbina (w końcu dla niej się GT kupuje

) co prawda zregenerowana, jednak montowana już przez właściciela, chałupniczymi metodami...
-podłogi niestety nie obejrzeliśmy, bo 1. było późno i wszystkie stacje diagnostyczne były już zamknięte; 2. i tak byśmy autkiem bez ważnego OC (!!!!) na stację diagnostyczną woleli nie jechać. Co do stanu tej podłogi można się jedynie domyślać widząc garaż, w którym autko cały czas stoi (teren podmokły + garaż w piwnicy = garaż zalamy) i ślady zalania po podniesieniu dywaników w środku.
-nie zrażeni tym wszystkim, co zobaczyliśmy, postanowiliśmy się wybrać na przejażdżkę (a nuż silnik się jednak nada do przekładki). Zaraz po przekręceniu kluczyka wyszło na jaw, że poduszki powietrzne nie działają (właściciel był "zdziwiony")... No ale jedziemy sobie, jedziemy i gdy dotarliśmy w końcu do asfaltu, to po kilku kilometrach, tuż przed górką, kolega "spec" stwierdza: "niech pan wciśnie gaz do dechy"... Autko zamiast wystrzelić jak rakieta zaczęło się dławić i co prawda jakoś wturlało się na to wzniesienie, ale my postanowiliśmy zakończyć tą podróż (;().
(Dla porównania: wracaliśmy tą samą drogą i na tymże wzniesieniu analogicznie wcisnęłam sobie gaz do dechy, i... moje 55 rumaczków wystrzeliło jak rakieta

)
Podsumowując: autko zmarnowane, wymagające olbrzymich nakładów finansowych, niekoniecznie gwarantujących sukces
Pozdrawiam