W wielu alternatorach z biegiem lat spada ładowanie. Być może i 14,4-14,5 V kiedyś było, ale dawno temu. Nowe tyle generują.
Przy około 14,2-14,3 V (typowy stan używanego altka) jeszcze wszystko powinno działać normalnie (więc to "norma we Fiatach").
Ale już spadek do przedziału 14,0-14,1 V bez obciążenia (zgaszone światła itd.) może zacząć osłabiać akumulator i ubije go (jedna, dwie cele na przykład, zapady są za duże przy rozruchu, stąd błędy).
Typowym objawem jest odcinanie wspomagania kierownicy oraz kontrolka akumulatora (tutaj jest ona, linia D+, obsługiwana przez ECU i dosłownie może oznaczać słaby akumulator, a nie tylko złe ładowanie jak w starszych samochodach - zmyłka, pułapka, mało kto podejrzewa akumulator jak widzi kontrolkę!).
Do sprawdzenia masz instalację. Pierwsze słyszę o "Checku" z powodu ładowania, czy akumulatora.
Klasyka, listy nie trzeba robić chyba (masa, skrzynka bezpieczników/przekaźników, wtyczki, gniazdka wszelkie).
Na to nakłada się styl użytkowania pojazdu. Tryb emeryta, auto jeździ raz na 2-3 dni albo gorzej (raz na tydzień-dwa), to mordowanie samochodu - pierwszy leci właśnie akumulator, prawidłowym przedziałem żywotności jest 5-10 lat, na pewno nie 3! Jest usterka lub źle traktujesz auto (to nie jest zabawka, ani RTV/AGD, że se pstrykam kluczykiem i jade gdzie chce i jak chce), np. krótkie odcinki robi (500 metrów do kiosku po fajki).
PS
Do alternatora jest fajny temat, fotografie co jest w środku, jakie typowe uszkodzenia (szczotki/regulatory, łożyska, pękanie obudów - od zalewania wodą przez złe krótkie odpływy z podszybia w starych rocznikach, nadal są nieogarnięci w roku 2023, co jeżdżą na takich).
http://fiatpunto.com.pl/topic56801.html
Jak będą jakieś niepokojące objawy, to wleci nowy OE Denso i tyle.
. Ja trochę nieprecyzyjnie napisałem, bo mój pierwszy MM nie dawał większych objawów do samego końca. Jedynie kilka dni wcześniej ze 2-3 razy przygasły wszystkie kontrolki na chwilę po przekręceniu kluczyka. Ale palił na dotyk. Pomyślałem, że jest może niedoładowany, ale czekała mnie akurat dłuższa trasa - to pomyślałem: doładuje się. No i w trasie pierwszy postój 200km od domu, auto otworzyłem normalnie, jeszcze do bagażnika kurtkę schowałem, następnie przekręcam kluczyk, wszystko zgasło i koniec. Kaplica. Ale że zawsze wożę kable, to udało się odpalić od kogoś na parkingu, no ale wtedy od razu zapalił się check engine (zniknął po następnym uruchomieniu). Dotarłęm do celu i byłem już przygotowany na wymianę, ale po doładowaniu prostownikiem bestia działała jeszcze tydzień! Potem znowu to samo w domowym garażu, ale już wtedy go wymieniłem (i po włożeniu nowego znowu na dzień dobry był check engine i te same DTC do wykasowania MESem).