Nie wiem czy to problem, ale niepokoi mnie to bo nie wiem czy nie jest to zapowiedź czegoś większego. Jadę sobie na trójce (bieg obojętny) puszczam wszystkie pedały no i zaczynają się jajca. Jadę i jadę. Obroty spadają tak do 700 i tak stoją, a silnik chodzi równiutko, nie przygasa. Mówię zrobię pełny skręt czyli pełne kółeczko i powinien się zacząć dusić. I ku mojemu zdziwieniu on dalej jedzie i utrzymuje obroty i prędkość i wcale nawet się nie dusi. Przejechałem tak kawał drogi i mogłem jeszcze jechać, ale osiągnąłem cel podróży. Czego to jest wina, bo raczej nie jest to normalna sprawa?

To jest coś, co się nazywa moment obrotowy
Z tego samego powodu możesz ruszyć autem bez wciaskania gazu, jeśli tyko odpowiednio wolno będziesz puszczał sprzęgło.
To jest normalne i na każdym biegu na równej drodze auto jedzie samo.
W dieslach, gdzie jest duży moment można jeździć wogóle bez gazu - w wakacje tak Mercem Vito po mieście jeździłem

No to to się nazywa jazda na półsprzęgle. Jak ja się uczyłem na prawko to tak się jeździło po placu.
Czyli nie mam co się martwić każdy tak ma? Myślałem że coś u mnie jest nie tak bo u ojca w corsie jak bym tak zrobił to samochód zaczął by się dusić i by zdechł.

Jeśli ma sprawny silnik krokowy to przynajmniej na 2 biegu nie powinien. Na 3 mogą być problemy jeśli skrzynia ma duże przełożenie a silnik niski moment, to może faktycznie nie uciągnąć

Ale nie masz się czego obawiać, to jest normalne w każdym aucie nie tylko w kropku.

hehe, jak kiedyś w nocy spadła mi linka gazu w Corsie [MK1 1.2] to pół miasta przejechałem bez gazu - nie było łatwo ale trzeci bieg dawał radę jeszcze