Witam, dzisiaj miałem pierwszy raz taka sytuację: zalało totalnie cały Poznań, na drogach powódź no a ja niestety w środku miasta no i musiałem przejechać przez "wielka kałużę"... po przejechaniu (kurde nie uważałem

) zapaliła się kontrolka akumulatora - czyli ze nie ładuje i było słychac "świst" pod maską.. momentalnie zjechałem na bok i zgasiłem auto. poczekałem 10 min gdyz podejzewalem nieszczesnie usadowiony alternator który zapewne zalało. Auto odpaliło, kontrolka akumulatora juz sie nie swieciła. Niby wszystko działa ale teraz pyatnie czy alternatorowi porządnie sie dostało i trzeba sie liczyc ze w najblizszym czasie zdechnie czy poprostu bylo to tylko zamoczenie i niekoniecznie musi to miec tragiczny skutek??
