ZDJĘCIA! ZDJĘCIA! ZDJĘCIA! Powoooooli... wszystko w swoim czasie.
[ Dodano: 12 Mar 2012 16:57 ]Sobota wg wladimira.

Oficjalnie spot startował o 16tej. Dla mnie zaczął się w okolicach 12:30, kiedy to w progu mego domostwa stanęło trzech, rosłych mężczyzn. Erni, Szaman i Adaś. Tuż za nimi przybył pewny nieznajomy z dwiema, uprzednio zamówionymi pizzami familijnymi. Wówczas kuchnia przeżyła oblężenie. Cztery osoby i pies to był już tłum. Najedzeni i napici przeszliśmy na salony. W tym momencie Szaman zaczął czarować. Bo wiesz… Jest taka sprawa… Bo mamy taki pomysł… Tylko nie wiem jak inni… Po dłuższej chwili, gdy powoli przechodził do konkretów padło jedno słowo, którego przecież można było się spodziewać od samego początku, kiedy zapowiedzieli wizytę. Morze. Przyznam się do sceptycznego podejścia. Trwało to jednak z zegarkiem w ręku jakieś 0,5 minuty. Padł argument nie do podważenia. „Mamy wolne miejsce.” No to postanowione.
Kawalerka zaczęła się zapełniać jeszcze bardziej. W tak zwanym międzyczasie przybył _marcin00_ (w sumie trzy Punciaki pod chałupą to już niezły spot jak na warunki Kuj-Pom). Już się poważnie zacząłem obawiać o miejsca siedzące. Mieszkanie jednak dało radę i zostało jeszcze miejsce dla Lilki. Mogła w miarę swobodnie latać od jednego gościa do drugiego i obdarowywać całusami.

W takim składzie dotrwaliśmy do godziny 15tej z hakiem, kiedy to przyszedł czas mobilizacji. Tyle że za oknem zaczęło lać. Z górska ruszyliśmy niemal w szyku delta. Po drodze zgarnęliśmy z „humanistyki” Qbass-a i ruszyliśmy na miejsce zbiórki.
Zastaliśmy tam Gosię a za nami zaczęły wtaczać się inne bolidy ze stajni Fiata. W sumie, ostatecznie naliczyłem ich 14cie. Było tyle czy więcej? Może kogoś pominąłem na zdjęciach. Pogoda lekko utrudniała uwiecznianie tej wiekopomnej chwili. W końcu mamy nowy rekord Kuj-Pom.



















Kiedy to mężczyźni zajęli się podziwianiem swoich wspaniałych maszyn, kobiety udały się przygotować miejsce strawy dla dzielnych wojów.

Do akcji wkroczyli również nasi technicy magicy. Mimo skrajnie nieprzyjaznych warunków dla elektroniki, dzielnie walczyli z błędami.




Do Manekina niestety nie wszyscy dotarli. O czym na miejscu toczyły się dyskusje nie sposób napisać. Mój słuch nie jest wielowątkowy. Ostatecznie jednak zebrała się większa ekipa rządna wrażeń i przeniesienia spota nad morze. Na północ miały udać się trzy samochody. Przed wyjazdem ekipę Rybnicką zgarnąłem do jednej z galerii, celem wykupienia porcji pierników. Nie obyło się bez klasycznej, rybnickiej bajerki. Jak Oni to robią, nie mam pojęcia. Podskoczę chyba kiedyś na korepetycje.

O której dokładnie wyjeżdżaliśmy z Torunia nie pamiętam. Chwilę musieliśmy poczekać, ponieważ Kicia robiła się na bóstwo i chłopaki trochę się zastali pod blokiem. Trasę wybraliśmy nieco wolniejszą, jednak zdecydowanie tańszą. Zamiast wbijać się na AmberOne w Lubiczu, podskoczyliśmy starą jedynką do Nowych Marz. Stamtąd już jak w mordę strzelił na północ. Pan na bramkach nie dał się złapać na żarcik o nieznajomości języka polskiego. Mało tego. Był dowcipniejszy. Zwłaszcza jak wywalił na wyświetlaczu 176 złotych za przejazd.

Do Sopotu dotarliśmy przez Gdynię. Okazało się, że prowadzący nie do końca wiedział gdzie jedziemy. Ja już na horyzoncie widziałem „Broholm” ale mniejsza o to. Kolejnym wyzwaniem było odszukanie miejsca parkingowego. My znaleźliśmy darmowe. Reszta nie miała takiego szczęścia. Tam nawet żulerka ma ceny wielkomiejskie. Dycha za „popilnowanie” samochodu? Skandal.
Dziarskim krokiem udaliśmy się odświeżyć dziecięce wspomnienia Erniego. Niektórzy szli pędzeni moczem ale ten aspekt myślę możemy śmiało pominąć.
Na plaży podzieliliśmy się niejako na dwie grupy. Obcujących z naturą i poszukiwaczy ciekawych kadrów. Błyski fleszy nie były witane zbyt entuzjastycznie, ze względu na panujące ciemności. Jednak przewidziałem zaistniałe zapotrzebowanie na relację i stałem się głuchy na niewybredne epitety. Cykałem foty jak leci.




Na Molo rozleźliśmy się nieco aby ostatecznie spotkać na końcu tej wielkiej kładki. Jedni zwiedzali, drudzy fotografowali, jeszcze inni podziwiali widoki i przechadzające się niewiasty. A to był tylko wstęp do tego, co miało nastąpić później.









Była też chwila na cyknięcie słitaśnych foci.


Wracając do tematu, pierwszy raz miałem okazję zobaczyć ukończoną Marinę (czy jak to coś dla jachtów tam się nazywa). Przetestowana została także czujność ochrony. Nagłośnienie mają genialne. Niemal pół Sopotu usłyszało, że hołota łazi po falochronie.




Skoro nas tam nie chcieli udaliśmy się w stronę lądu. Szaman uparł się na zwiedzanie głównej ulicy. Koniecznie musiał zobaczyć „krzywy dom”. I chwała mu za to.

To co się dzieje w sobotę wieczorem na ulicach. Te wysokie obcasy, te długie nogi, te jeszcze krótsze spódniczki. Poezja.



Czas jednak był wracać do rzeczywistości. Zbliżała się północ więc kopciuszki udały się do swoich karoc.


Na autostradę każdy pojechał swoją drogą, jak go nawi pokierowała. My mieliśmy drogę krajoznawczą. Pierwszy raz na oczy widziałem taką „obwodnicę”.

Na AmberOne dogoniliśmy dwa pozostałe Fiaty. W Nowych Marzach nasze drogi się rozeszły. Burżujstwo pognało dale autostradą na Toruń a ekipa _marcina00_ wraz z nami poleciała przez Świecie. Na powrót spotkaliśmy się na Żółkiewskiego pod moją firmą gdzie zostawiłem Wieśkę. Po roszadzie miejscówek, pożegnaniach rozjechaliśmy się do domów. Jedni bliżej, drudzy trochę dalej. To był całkiem udany dzień.