I nadeszła długo oczekiwana niedziela. Chcąc stanąć na wysokości zadania, zjawiłem się w umówionym punkcie zbornym na pół godziny przed "godziną zero". Poranne słońce coraz mocniej przygrzewało. Pogoda dopisała. Zgodnie z zamiarem byłem pierwszy. Pozostało cierpliwie czekać. Po błogim wpatrywaniu się w punkt i wygrzewaniu na fotelach Wiechy, w pole widzenia wjechało i naruszyło letarg grafitowe Punto. _marcin00_. Wbił na chwilę na parking i pognał po Qbass-a. Znowu zapanował niczym niezmącony spokój. Tyle że nadeszła wspomniana "godzina zero" a ja nadal sam na polu hwały (albo nie). Na szczęście, ku pokrzepieniu znowu zamigotały na horyzoncie soczewki reflektorów. _marcin00_ wracał z Qbass-em na pokładzie. Tuż za nimi, wpadł na parking Rafau ze współpasażerką i zdyszanym Puntem. Biedak nie mógł dogonić wcześniejszej ekipy. Nastąpiło wzajemne obmacanie i czas było ruszać nach Bromberg.
Pod Łuczniczką udało nam się wylądować punktualnie o dziesiątej trzydzieści. W chwili gdy zapadła decyzja o wymarszu w kierunku wejścia, zjawił się Massa. No to w sumie lista obecności była pełna. Dwóch oprychów się nie zjawiło. Życie.
Pełni nadziei (przynajmniej ja) na niesamowitą bombę atrakcji (hostessy, tancerki) ruszyliśmy w kierunku kasy. Dycha. No jeszcze nie dramat. Próbowano mnie wrobić w rolę opiekuna, ale się nie dałem. Jeszcze chwila, jeszcze moment, wbijemy na halę i... jakoś tak bez szału. Przy niektórych "okazach" moja Wiecha błyszczałaby dizajnem i polotem modernizacji. No nie powiem. Było kilka fajnych samochodów. Zgrupowanie Maluszków, kilka Amerykańskich krążowników i przykłady niecodziennych modyfikacji. Dla przykładu Fiesta z rozciętą wzdłuż maską, otwieraną na boki, czy Seicento z karniszem w miejscu spoilera. Tak śmy łazili, łazili aż w końcu zalegliśmy na trybunach w okolicach punktu bankowego, który dla przyciągnięcia klientów ściągnął chyba swoje ładniejsze pracownice, albo zatrudnił hostessy. Czort jeden wie. Grunt, że widok był zacny. Czasem przez to rozmowy się rwały, bo jeden czy drugi się zagapił, zamyślił... Jakoś się jednak dogadywaliśmy.
Miała być planowo Zumba... zawiodłem się. Nie było. Już mieliśmy się podrywać z miejsc... w sumie to się poderwaliśmy... padło jednak z ust Rafau-a hasło "ale dB drag". No i jak tu odmówić? Usiedliśmy nazad na swoich miejscach. Oczywiście ten punkt programu też im się rozjechał i miał godzinną obsuwę. No ale czego to się nie robi dla spotowiczów.
Wybiła trzynasta. Zaczęło się. Chłopaki wystartowali jak poparzeni a ja zostałem na trybunie... z aparatem u boku... i hostessami przed nosem... No cóż było robić. Efekty powinny być gdzieś na dole.
Po kilkunastu fotkach, kilku fajnych wynikach głośności i jednym rekordzie (o ile pamięć nie myli) ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kolejnym etapem miała być wyspa młyńska. Po przejechaniu kilku dziwnych rond i skrzyżowań (takie to chyba tylko w Bydgoszczy mogą być), przeliczeniu plomb na brukowym dojeździe do parkingu, okazało się, że nie wzięliśmy jednego pod uwagę. To była niedziela. Połowa tubylców wpadła na ten sam pomysł co my. Nie dość, że wzięli ze sobą samochody (zupełnie jak my), to zapakowali jeszcze w nie hordy dzieciaków. Pora w dodatku robiła się obiadowa a ssanie w żołądku coraz mocniej dawało znać o sobie. Czas był zawijać się do domu. Ruszyliśmy więc dalej w kierunku drogi prowadzącej do domów, ponownie przeliczając plomby. Massa tak przejął się rolą prowadzącego, że nie zauważył nakazu skrętu w lewo na rynku i przeleciał go jak w mordę strzelił na wprost. Chciałem mu to delikatnie zasygnalizować klaksonem... nie wyszło. Fanfara wśród murów nie jest zbyt dyskretnym urządzeniem. Na szczęście my szybko odbiliśmy w boczną uliczkę, chowając się dzięki temu przed spojrzeniami mieszczan a Massa... no mam nadzieję, że go tam nie zlinczowano. Rafau pognał z wybranką do "ciotki" (widać tak to się teraz mówi) a my duetem skierowaliśmy się na Twierdzę Toruń. Na miejscu szybkie obmacanie celem pożegnania i to by bylo na tyle. Spot może nie rekordowy. Wręcz dość kameralny, jednak udany. Nikt nam również nie zarzuci braku wizyt u sąsiadów. Dziwne tylko, że taka "wielka Bydgoszcz" a nikogo stamtąd na oczy nie widziałem...
Niniejszym pozdrawiam i do następnego razu.

Wlad jak zwykle bogaty opis fakt szału z hostessami nie było ale za to śmichu co nie miara, dzięki wszystkim obecnym za spotkanie i do następnego

Ostatnia fota!

Z dedykacją dla Domina.

Spot był udany, bo był, a jak wiadomo w tym roku nie było wiele okazji żeby się spotkać. Było wesoło i to najważniejsze, Janek zaskoczył swoją obecnością mimo kontuzji. Czekam za następnym spotem, w międzyczasie wrzuciłbym swoje fotki, ale nie mam dostępu do kompa, a z komórki ciężko idzie. Wrócę do.domu to podeślę, a póki co pozdrowienia, znad morza

Poczułem się niezwykle wyjątkowo, zupełnie jak wtedy, gdy dziadek podarował mi pierwszy cukierek Werters Original

OMG, jakie dup*ko

Miałem podobne wrażenie. W tym roku zabrakło Wojny PP. Biednie było. Zawsze jadę z nadzieją, że czymś zaskoczą, ale nie.

_wladimir_, coś Ty miał za klakson(jesli wolno wiedzieć) i gdzie mozna takowy i tak cichutki dostać:P Słuszałem Cię jak trąbiłes ;p Co prawda zlinczowany nie zostałem ale dziwnie ludziska się na mnie gapili ;p

Władimir ma pod maską fanfare ptawie taką jak w tirach, na allegro można to za kilkadziesiąt złotych wyrwać.

W Norauto za 6 czy 7 dyszek widziałem.

A to ten taki do podwiewania sukienek?

I zdmuchiwania beretów.

No widzę, że nie jestem jedyny z tą ostatnią fotką, uffff..... Opis dobry